Mam na imię Marek i mam 24 lata. Motoryzacją zainteresowałem się jako dzieciak, kiedy jeszcze „Auto-Moto” drukowane było na pachnącym papierze, a tuningowane samochody miały felgi 15-tki i fabryczne zawieszenie. Wtedy pod pretekstem mycia auta mojej mamy jeździłem nim po podwórku i tak już zostało – lubię myć auta i kocham nimi jeździć.
Dla kogoś takiego jak ja pierwszy samochód jest czymś niesamowitym. Kompletnie bez znaczenia jest marka czy model i to jak wielką padliną był naprawdę, bo pierwsze auto takie właśnie ma być. Musi mieć charakter i kojarzyć się z tym fajnym okresem w życiu. Mi przypadł Fiat Uno, czyli na pierwszy rzut oka auto zupełnie bez charakteru. Na szczęście motor 1.4 o mocy szalonych 70 kucy w połączeniu z brakiem mózgu zapewnia masę wrażeń. Przelotowy wydech, short shifter, ciemne szyby, jakieś tanie audio i inne druciarskie mody dzisiaj wywołują u mnie uśmiech politowania. Oczywiście, że poszedłbym inną drogą i jednego żałuję najbardziej – dachowania.
To był rok 2008 i mój pierwszy kontakt z rajdami – Rajd Orlen. Było to dla mnie coś zupełnie nowego i kłóciło się z moją dotychczasową opinią na temat motosportu, że jest nudny i nie wart zainteresowania. Już tego samego dnia pędziłem po szutrowej dróżce udając Krzyśka Hołowczyca, a jak już wiecie nie jestem nim. To nie był groźny dach, bo auto tylko się przewróciło i gdybym miał odrobinę doświadczenia to w najgorszym wypadku urwałbym zderzak. Uno zakończyło swój żywot kołami do góry. Wiele bym dał, żeby się jeszcze raz nim przejechać i kiedyś nawet mi się to przyśniło. To był piękny sen.
Dalsza część mojej motoryzacyjnej historii jeszcze w tym tygodniu, a w niej więcej ekstremalnych przeżyć. Śledźcie bloga na bieżąco;)
Heh, to zaczynałeś podobnie jak ja z tym myciem samochodów. Ja też to lubię robić, a za młodu robiłem to by móc się choć kawałek przejechać po placu 🙂