Założenie po Żarnowieckim było następujące: sprawdzić swoje tempo i znaleźć miejsce wśród rywali. Dlatego już od pierwszego odcinka chciałem jechać trochę szybciej niż spacerowo i przede wszystkim starać się nie popełniać błędów.
Podczas sobotniego prologu jeszcze przed startem dowiedziałem się, że mamy spóźnienie na PKC w wysokości 3 minut, co owocuje 30-sekundową karą. Bardzo byłem zadowolony, że nie zdążyłem jeszcze zapiąć kasku, a już straciłem pół minuty. Sam przejazd odcinka był moim zdaniem bardzo słaby. Nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego rytmu i dopiero po połowie próby, kiedy już udało mi się zepsuć ten kluczowy nawrót na dole, wziąłem się w garść i zacząłem płynnie jechać. Pomyślałem: „wrócić do domu, zapomnieć, wyspać się i następnego dnia jechać swoje”.
Coraz śmielej popieram się lewą nogą, bo to bardzo pomocna technika. Zaraz po starcie do OS1 Babie Doły jechało mi się nawet dobrze. Czułem rytm, jakoś tam dobierałem sobie tor jazdy, ale to wszystko trwało do pierwszej prostej. W zasadzie nie prostej, tylko zakrętu zaraz za nią, kiedy na dohamowaniu poczułem, że pedał twardnieje tak jakby przestało działać serwo. No i było po wszystkim. Okazało się, że chociaż moje lewa noga hamuje tak samo jak na Żarnowieckim, (może tylko trochę bardziej agresywnie) to tutaj hamulce mają tego dość i kiedy najbardziej ich potrzebuję one grzeją się, puchną i dają za wygraną.
Niespecjalnie było mi do śmiechu, bo na wolnych partiach hebel działał, a podczas hamowania z większych prędkości (bagatela 90 km/h) po kilku metrach twardniał. Zmuszony byłem stawać na nim, ciągnąć za kierownicę, a kilka razy nawet szukać miejsca ratowania. Postanowiłem jednak wziąć to na klatę i jechać tak szybko jak się da. Bilans pierwszej pętli to: taryfa, potrącona beczka, dwa ratowania i jedno przestrzelone skrzyżowanie. Ok, poznałem limit.
Druga pętla to już właściwe tempo. Z jednej strony nabrałem pokory, z drugiej znałem lepiej odcinki i poprawiliśmy trochę opis. Wykonywanie go na pieszo nie należy do moich mocnych stron, podobnie jak wykonywanie go w ogóle;) Gdybym pierwszą pętlę pojechał podobnie do drugiej to mógłbym cieszyć się z 6-7 miejsca w klasie, a tak finiszowaliśmy dopiero na 14. w klasie 1 i 47. w generalce.
Pozostaje pocieszać się, że jesteśmy na mecie, auto doznało tylko kilku rys w kontakcie z beczką i udało nam się wyprzedzić jeszcze 6 rywali. Zawsze to nowe doświadczenie, chociaż żałuję tych kilku niepotrzebnych szarży. Na pewno natomiast nie mogę sobie zarzucać, że nie próbowałem szybko. Próbowałem, tylko nie umiem;)
Więcej onboardów znajdziecie na moim kanale YT onboardycom
4 myśli w temacie “4. Rajd Niepodległości – miało być szybko.”